czwartek, 13 października 2016

Rozdział XXIX

Nowy dzień wstawał nad Paryżem, kiedy Marinette szła mozolnie pod górę zamkową. Po drodze nie spotkała swoich przyjaciółek, więc była pewna, że są już od dawna na miejscu. Wiedziała jedno. Zaspała. A to zawsze w jej przypadku był zły znak. Jednak czy na pewno dzisiaj? Minęła żelazną bramę i przeszła cicho przez dziedziniec. Dostała się do środka budynku i szybko udała się w stronę pokoju, gdzie zapewnie czekały na nią Elizabeth i Cassidy. Delikatnie nacisnęła klamkę i weszła do środka. Nie zastanawiając się zbyt długo, przebrała się w swoją czarną suknię i zajrzała za drzwi do pokoju Gertry. Tak jak przypuszczała, na dwóch fotelach siedziały jej dobre znajome. Zajęła więc swoje miejsce i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Kiedy tylko dotknęła przyjemnie miękkiej poduszki, odezwała się ich przełożona.
- Robicie ogromne postępy. Dlatego dzisiaj czeka was dość trudne zadanie, sprawdzające czy pamiętacie wszystkie moje rady. Nie będę wam mówiła o skutkach dobrze lub źle wykonanej pracy. Najważniejsze jest to, abyście zrobiły to tak, jak wy osobiście uważacie. – tłumaczyła wręczając im dzisiejszy dzień.
Po tych słowach starsza kobieta wyszła, zostawiając nastolatki same ze sobą. Dziewczyny z zaciekawieniem wymalowanym na ich rumianych twarzach otworzyły kopertę. Delikatnie wyjęły kawałek pergaminu i z zapartym tchem odczytały słowa napisane czarnym atramentem. „Polerowanie sztućców, umycie okien na parterze”
- Czy przypadkiem nie robiłyśmy tego pierwszego dnia? – ze zdziwieniem odparła Cassidy.
- Najwyraźniej ta próba jest jeszcze trudniejsza niż nam się wydawało – odparła ze stoickim spokojem Elizabeth.
Nie zastanawiając się dłużej, wróciły do poprzedniego pomieszczenia, skąd pobrały potrzebne im szmatki i udały się pięknie ozdobionym korytarzem do kuchni, gdzie miały spędzić najbliższe godziny.  Od czasu ich pierwszego dnia, dowiedziały się jak dotrzeć do tego miejsca, nie przechodząc przez jadalnie. Co ciekawsze wejście do świata gastronomii znajdowało się w innym skrzydle zamku. Nie napotkają żadnych przeszkód przekroczyły próg komnaty. Sprawdzając liczbę sztućców do wyczyszczenia, postanowiły się podzielić. Nie wiedziały za bardzo, czy właśnie o to chodziło ich przyłożonej.. Ale ona na pewno chciała ab zrobiły to tak, jak one uważają za słuszne, więc czemu nie? Usiadły blisko siebie i zaczęły polerowanie. Godzinę później drzwi lekko się uchyliły nie wydając nawet najmniejszego skrzypnięcia. Za nimi stała kobieta, która specjalnie wykorzystywała cień, aby osoby w pomieszczeniu jej nie zobaczyły. Zresztą nie musiała tego robić, ponieważ trzy służce siedzące na podłodze były tak zapracowane, że nie zauważyły jej obecności. Spod swojej kryjówki obserwowała każdy ich ruch. Zaczynała się nieznacznie uśmiechać. O to jej właśnie chodziło. Współpraca. Dziewczyny wypełniły ostatni test. Od jutra wszystko się zmieni. Od jutra na głowie będą miały dodatkowe zmartwienia. Od jutra wypełnią swoje przeznaczenie. Delikatnie zamknęła drzwi i udała się do swojego gabinetu. Będzie musiała zlecić Jennifer pościelenie dodatkowych trzech łóżek…

Marinette gwałtownie się odwróciła. Spoglądała przenikliwym wzrokiem w stronę drzwi, które stały zamknięte, tak jak wcześniej. Przyjaciółki nie zwróciły jednak uwagi na nagły ruch granatowłosej. Zbytnio były skupione na dokończeniu ich pierwszego zadania. Kiedy fiołkowooka powróciła wzrokiem do koszyka ze sztućcami, było ono już puste. Uśmiechnęła się. Wiedziała, że tym razem poszło im o wiele szybciej i sprawniej.. Przed nimi tylko mycie okien i.. nie wiedziała dokładnie co. Czy sprawdziły się? Czy właśnie tego spodziewała się od nich ich tajemnicza szefowa? Pomagając sobie nawzajem wstały z podłogi. Wyprostowały swoje odrętwiałe kończyny i zebrały szmatki. Zostawiając pięknie błyszczące się srebro stołowe, udały się w stronę pokoju wspólnego, gdzie miały zostawić kawałki materiału. Jednak kiedy wyszły z pomieszczenia, ich  wzrok przykuł obraz w wielkiej, złotej ramie. Nie zważając n uciekający czas, podeszły do niego, wpatrując się w piękne malowidło. Nie widziały go tu wcześniej. Były pewne, że na tej ścianie nic nie wisiało… A jednak. Przed ich oczami ukazał się wielki obraz utrzymany w zimnych kolorach, przedstawiający króla Gabriela wraz z jego synem. Książę Adrien nie wydawał się być szczęśliwy.. Smutno patrzył na stojące przed obrazem trzy nastolatki. Tylko dlaczego?

sobota, 8 października 2016

Rozdział XVIII

Przyjaciele siedzieli naprzeciwko siebie w jadalni. Adrien wyraźnie rozbawiony, ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem, a Nino, zamyślony, wędrował myślami w obłokach. W końcu książę nie wytrzymał i delikatnie łzy śmiechu zaczęły spływać po jego twarzy. Nie mógł uwierzyć, że osoba, którą traktował jak brat się zakochała!
- Powiesz mi przynajmniej jak ma na imię? – próbował nawiązać rozmowę.
- Alya – nadal był nieobecny myślami.
Sukces! Wie już jak ma na imię. Teraz powinno pójść już łatwiej. Chociaż kto to wie.. To Nino.
- Jak się poznaliście? – podparł rękami swój podbródek.
Nie doczekał się odpowiedzi. Jego przyjaciel wpatrywał się za okno. Książę postanowił pozostawić go samego ze swoimi myślami. Wstał, a kiedy nie usłyszał żadnego słowa z jego strony, udał się do ogrodu jego matki. Dzisiaj zatrudnili tam nowego pracownika. Chciał zobaczyć, czy dobrze odnosi się z różami. Nie chciał jednak niepokoić sprzątaczek jego pojawieniem się w pokoju. Doskonale pamiętał zdziwioną twarz jednej z nich, kiedy się przebierał.. Te piękne fiołkowe oczy.. Poczuł więc lekki powiew wiatru, kiedy opuścił grube mury zamkowe. Energicznym krokiem udał się w stronę pięknie przystrzyżonych przez Bertrama ogrodów. Zawsze zastanawiał się jaki cudem jedna osoba potrafi zrobić tak wiele. Wszystkie drzewa, krzaki, kwiaty były takie zdrowe.. Z daleka wyglądały na sztuczne. Ale jednak nie były. Królewski ogrodnik tworzy cuda! Podziwiając cudownie rozkwitające maki dotarł do zardzewiałej bramy. No tak. Będzie musiał się jeszcze tym zająć. Dotknął delikatnie utlenionych prętów i lekko pchnął. Bezszelestnie wszedł do środka. Przez przypadek zderzył się z dość wysokim brunetem. Szybko podniósł się z ziemi i strzepnął z podał rękę chłopakowi. On skorzystał z jego pomocy i już za chwilę stali w ramię w ramię. Adrien dopiero teraz zauważył, że w ogrodzie coś się zmieniło.. Miał wrażenie, że kilka dzikich krzaków róży, rosną już w składzie i porządku. Tylko jak to było możliwe w tak krótkim czasie? Dokładnie zilustrował chłopaka. Był mniej więcej w jego wieku, dość długie, czarne włosy, zasłaniały mu w delikatny sposób twarz. Szare oczy, głęboko zapatrzone w księcia, oraz stój ogrodniczy, sprawiały, że chłopak domyślił się, że jest to nowy pracownik jego ojca. Zauważył, że sytuacja w powietrzu jest dość napięta, więc spróbował ją rozluźnić. 
- Witaj. Chciałem sprawdzić, czy dobrze wywiązujesz się ze swojej pracy – spojrzał mu prosto w oczy – Ten ogród niegdyś należał do mojej, zmarłej już matki. Bardzo go kochała, ja zresztą również. Jednak popadł w zapomnienie. Chciałbym, aby powrócił do dalszej świetności.
Brandon przez chwile trawił jego słowa. Nie chciał zawieść przyszłego dziedzica tronu, to pewne. Nie wierzył jednak w swoje możliwości. Nigdy wcześniej nie pracował na tak wielkim obszarze, nie był pewny czy podoła zadaniu.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby to miejsce znowu żyło z harmonią – odpowiedział szczerze. 
- Dziękuję. Nawet nie wiesz jak to wiele dla mnie znaczy. Ona była dla mnie wszystkim. – mała łza zakręciła mu się w prawym oku – A teraz, niestety przepraszam Cię, ale niestety muszę wracać do zamku. Ojciec pewnie zakłada najgorsze scenariusze – rzucił na pożegnanie.
Odwrócił się jeszcze, aby spojrzeć na nowego ogrodnika. Wydawał się być zapracowany, oraz w swoim żywiole. Może nawet dobrze, że jest tak młody? Na pewno miał więcej energii i zaangażowania. Był jednak pewny, że minie dużo czasu, zanim będzie mógł dorównać Bertramowi. Rozmyślając o przyszłości różanego ogrodu, minął zielone krzewy i dotarł do bramy wejściowej. Czy na pewno chciał przekroczyć przez próg?  Czy na pewno chciał znowu odbyć nieprzyjemną rozmowę z jego ojcem? Czy na pewno chciał znowu zostać zamknięty pod kloszem, oczekując następnej okazji, aby zaczerpnąć Świerzego powietrza? Na pewno nie. Jednak musiał to zrobić. Był to jego obowiązek. Względem siebie, ojca, poddanych, królestwa. 

sobota, 24 września 2016

Rozdział XXVII


Zbliżało się już południe, a służące nadal sprzątały ten jeden pokój. Nie był jakoś bardzo zabrudzony.. Jednak naprawdę wielki. W niektórych kontach znalazły małe pajęczyny, najwyraźniej pająki czuły, że małymi krokami zbliża się zima. W zamęcie pracy, nie zauważyły, że niska, dość drobna postać oparła się o framugę drzwi i im się przygląda. W końcu wyraźnie z siebie zadowolona, zostawiła mały skrawek pergaminu na drzwiach. Tymczasem dziewczyny wspólnie wybrały się na wyprawę sprzątającą do garderoby księcia. Kiedy tylko przekroczyły pięknie zdobiony próg, ich oczom ukazała się wielka przestrzeń. Nowy pokój w którym się znalazły otaczały wysokie meble pełne przeróżnych półek i szuflad. Dziewczyny jednak nie załamały się na pierwszą myśl. Przerabiały już trudniejsze rzeczy. Zabrały się do swojej pracy z zapałem. Przecież im wcześniej skończą, tym szybciej wrócą do swych domów. Ta myśl dodawała im wiele sił. Tak więc wkrótce, lekko zasapane i wycieńczone wyszły z już wysprzątanego pomieszczenia do głównej komnaty. Usiadły na podłodze, ponieważ bały się dotykać mebli dziedzica tronu, i zarządziły przerwę.
- Co nam jeszcze zostało – spytała znużona Marinete.
- Z tego co pamiętam, to tamta ściana – odpowiedziała Cassidy pokazując zapewne białą ścianę, całą zabudowaną w regałach na książki.
- Na szczęście już kończymy.. Powoli mam dość – odpowiedziała córka piekarza.
Elizabeth nadal milczała. Dziewczyna nie rozumiała, dlaczego brunetka tak mało mówi.. Jest pewna, że nie jest niemową, ponieważ odezwała się dzisiaj rano.. Jednak dziwne zachowanie nastolatki ciągle ją intrygowało. Mimo tego, że nie nawiązały rozmowy, wiedziała o niej bardzo dużo rzeczy.. Dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę.. Jednak z rozmyśleń wyrwały ją przyjaciółki, które powoli podnosiły się z podłogi, aby dokończyć dzisiejsze sprzątanie. Podeszły do wielkiego regału. Po okładkach książek doskonale było widać z których korzystał książę. Przede wszystkim, po mniejszej ilości kurzu. Jednak jedna z nich była wyjątkowa. Brązowa okładka wyglądała na mocno zniszczoną, a rogi zaczynały się odbarwiać. Zaciekawiona dziewczyna przerwała pracę i chwyciła do ręki księgę. Nie miała tytułu, jednak okładka była bardzo ładnie ozdobiona kwiatowymi motywami, tworzącymi ramkę. No przynajmniej kiedyś była. Z pięknych zdobień pozostał tylko zarys, umożliwiający wyobrażenie sobie starej świetlności książki. Delikatnie przewróciła pierwszą stronę, jednak nadal nie dowiedziała się jaki miała tytuł. Zatrzymała się na pierwszej, zapisanej karcie. Jednak nie do końca zapisanej.. Za rysowanej. Znajdowały się na niej szkice ciekawych postaci.. Nie mogła się jednak temu dokładniej przyjrzeć, ponieważ koleżanki zauważyły jej chwilowa nieobecność duchową. Szybko zamknęła książkę i odłożyła ją na miejsce. Postanowiła wrócić do tego miejsca później.. Otrzepała więc ściereczkę i zajęła się czyszczeniem pozostałej kolekcji księcia. Po paru minutach, wraz z pozostałymi służkami, odeszły parę kroków do tyłu, aby przyjrzeć się efektom swojej pracy. Na żadnej z książek nie pozostało nawet gram kurzu. Zadowolone, spakowały wszystkie swoje przyrządy i udały się w kierunku wyjścia. Jednak zatrzymały się gwałtownie przy drzwiach, ponieważ zauważyły mały kawałek papirusu. Była to wiadomość, od ich przyłożonej. Wzywała ich po skończonej pracy do swojego gabinetu. Marinette wykorzystała chwilę nieuwagi swoich koleżanek i wyjęła interesującą ją książkę z regału. Schowała do swojego kosza i przyśpieszyła kroku, aby dorównać dwóm brunetkom. Po przekroczeniu schodów, udały się do pokoju wspólnego, aby zostawić ciążące im detergenty.  Kiedy przebrały się w swoje cywilne suknie, ze spuszczonymi głowami weszły do gabinetu Gertry. Przekroczyły próg i usiadły naprzeciwko starszej kobiety.
- Robicie coraz większe postępy. Jutro czeka was w pewnym stopniu test, który ukarze, czy potraficie współpracować. Mam nadzieję, że wytrwałyście dzisiejszy dzień. Nie powiem, był dość trudny. Miłego dnia i do zobaczenia!
Tymi słowami dała znać, że dziewczyny mogą wracać do swych domów.

wtorek, 20 września 2016

Rozdział XXVI

Piękny dzień zawitał Adriena, kiedy wychylał się przez okno spoglądając w niebo. Dzisiaj powinien przyjść pewien Brandon, nowy ogrodnik opiekujący się ogrodem jego matki. Był taki szczęśliwy, że ktoś zajmie się już dzikimi różami oraz śnieżnobiałą ławeczką. Nie mógł patrzeć jak kawałek parku popada w ruinę. Po prostu nie mógł. Z jego rozmyśleń wyrwał go malutki, żółciutki ptaszek, który przysiadł na jego dłoni. Przypatrywał mu się swoimi malutkimi czarnymi paciorkami. Mógł by przysiąść, że książę widział w nich współczucie i smutek.. Ale jakim prawem? Nie dana mu była jednak odpowiedź, ponieważ źródło jego zainteresowania, odleciało. Patrzył jeszcze lekko zdezorientowanym wzrokiem w stronę gdzie zniknęło zwierzątko. Oparł się o framugę okna i spoglądał na ogrody. Ten widok zawsze go uspokajał i dodawał sił. Wpatrując się w zielony park nie usłyszał kiedy do pokoju wzeszła Nathalie. Podskoczył, kiedy usłyszał jej obojętny głos.
- Adrienie, powinieneś już dawno być na dole na śniadaniu. Jak jeszcze się pośpieszysz, może zdążysz, zanim służące zabiorą wszystko ze stołu. I proszę. Ubierz coś stosownego.
Książę dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nadal jest w piżamie. Uśmiechnął się lekko do okularnicy.
- Oczywiście. Bardzo dziękuję – odpowiedział.
Kobieta spoglądając na niego nieobecnym wzrokiem wyszła, zamykając starannie drzwi do komnaty. Chłopak odetchnął z ulgą i udał się do swojej garderoby w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Szybko się przebrał, jednak kiedy już zamierzał wciągnąć na siebie białą koszulę, drzwi do pokoju otworzyły się. Pojawiły się w nich trzy przyjaciółki, niedawno zatrudnione służące. Na ich twarze wdarło się zaskoczenie. Adrien jednak ich nie zauważył, nadal patrząc za okno.
- Em, przepraszam, ale przyszłyśmy posprzątać - odezwała się Elizabeth jak najbardziej delikatnie potrafiła.
Speszony dziedzic tronu szybko się ubrał i przeczesał dłonią swoje złote włosy.
- To ja was przepraszam. Zupełnie o tym zapomniałem - odpowiedział mijając je. 
Kiedy podszedł już do progu, odwrócił się i rzucił wzrok na służki. Zniknął za drzwiami i udał się na spóźnione śniadanie. Miał szczęście, ponieważ kiedy dotarł do okrągłego stołu, nakrycie nadal tam stało. Usiadł na swoim miejscu i nie pośpiesznie jadł śniadanie. Zamkowe pracownice zauważyły go, więc nie chciały mu w tym przeszkadzać. Zjadł więc posiłek w spokoju i ciszy.. Jednak błogi stan przerwały kroki na korytarzu. Za raz potem w pokoju pojawił się Nino. Chłopak odetchnął z ulgą. Myślał, że to Nathalie z rozkazem od ojca.. Tymczasem młody paź podszedł bliżej i usiadł obok przyjaciela. Niby on był jego podwładnym, jednak darzyli się lekko głębszym uczuciem. Mogli na sobie polegać. Bezgranicznie. Dlatego teraz wpatrywali się w siebie w milczeniu.. Ciemnoskóry doskonale wiedział co teraz przeżywa jego kolega. Ból. Nie fizyczny, jednak psychiczny. Ten którego tak trudno się pozbyć.. Z każdym dniem zostawia po sobie coraz większe ślady. Wszystko przez nieprzemyślane decyzje jego ojca. Nie zauważał jak go z każdym dniem coraz bardziej rani.. Od czasu zaginięcia królowej. Wtedy  król stał się zimny i nie czuły.. 
- Ej, Nino, wszystko dobrze? – spytał się troskliwe Adrien.
Zauważył, że chłopak jest w innym świecie.. Czyżby był.. Nie, nie możliwe. A jednak. Jest zakochany! Przyglądał się przez chwilę jego tęczówką. Teraz ma pewność. Jego najlepszy przyjaciel się zadurzył! Teraz tylko musi się dowiedzieć w kim.
- Odpowiesz mi coś? – książę próbował ukryć śmiech, jednak to nie do końca mu się udawało.
W końcu roześmiał się, kiedy zobaczył zdezorientowaną minę przyjaciela. Był mu jak brat, ale nie mógł zachować powagi. Naprawdę nie mógł. Była to jedna z nielicznych chwil d kilku lat, kiedy zapomniał o bólu. Całkowicie zniknął. Na rzecz jego najlepszego przyjaciela. 

piątek, 16 września 2016

Rozdział XXV

Minął już tydzień od kiedy Marinette dostała się do zamkowej służby. W ciągu tych siedmiu dni zacisnęła więzy z Cassidy i Elizabeth. Do tej pory jednak nadal nie usłyszała aby ta druga odezwała się słowem. Ich przełożona, jak się później dowiedziała, Gerta, ostatnio stwierdziła, że robimy powolne postępy. Dziewczyna nie wiedziała o co chodziło kobiecie. Z każdym dniem ją coraz bardziej zaskakiwała. Mimo wszystko ucieszyła się na jej miłe słowa. Wkroczyła właśnie na teren zamkowy, kiedy zauważyła dwie postacie w cieniu wierzy. Nie zdążyła im się dokładnie przyjrzeć, kiedy jedna z nich cicho szepnęła. Córka piekarza była na tyle blisko, że wszystko usłyszała.
- Marinette, szybko!
Nastolatka podbiegła do muru z cegły i w raz z koleżankami ze służby, przysługiwała się rozmowie.
- Witaj w murach zamku - były pewne, że to głos Nathalie - od dzisiaj będziesz się zajmował pewnym ogrodem. Tak, tylko jednym. Zaprowadzi Cię do niego Bertram, nasz inny ogrodnik - teraz głos zdawał.się oddalać.
W końcu dziewczyny usłyszały kroki pochodzące z głównej bramy. Szybko odsunęły się od muru i stanęły uśmiechnięte na żwirowej drodze. Wkrótce im oczom ukazała się służąca króla oraz dość młody brunet. Dziewczyny wiedziały, że kobieta wkrótce je zauważyć, więc z wymalowanym spokojem na twarzach minęły nowego służącego. Weszły do środka i skierowały się w kierunku "pokoju wspólnego". Dopiero kiedy pokonały znaczącą odległość i miały pewność, że nikt ich nie słyszy w ogrodzie, na ich twarzach zagościł uśmiech.
- Coś czuję, że pewna osoba się zadurzyła.. - odparła Cassidy szturchając nie obecną myślami Elizabeth.
Teraz nie było wyboru. Dziewczyna musiała odpowiedzieć. Czyżby dzisiaj był dzień, kiedy granatowłosa usłyszy jej głos? Brązowe oczy spojrzały z nienawiścią na uśmiechniętą twarz koleżanki.
- Cassi, daruj sobie. Na pewno nie jest mną zainteresowany - powiedziała spokojnym tonem.
Weszły do środka, szybko się przebrały i odszukały w gabinecie dzisiejszą listę rzeczy do zrobienia.
- Posprzątanie w pokoju księcia? Robi się coraz bardziej gorąco - z twarzy Cassidy nie schodził zadziorny uśmieszek.
Tym razem to Marinette się zarumieniła. Wiedziała, że dziewczyna ma nią na myśli. Nie zadurzyła się w księciu Adrienie.. A może? Nie, to niedorzeczne. Jak można się zakochać w dziedzińcu tronu? Przyszłym mężu Księżniczki Włoch? To ona nie ma szans. Pogodziła się z tym już dawno. Zamilkła i zabierają potrzebne rzeczy, ruszyła pierwsza w kierunku pokoju, którego miały wysprzątać. Kiedy tylko przekroczyła próg, zastygła w bezruchu. Najwyraźniej do chłopaka nie doszła wiadomość o przybyciu służących. Patrzył się za okno, bez koszuli. Musiały za interweniować koleżanki granatowłosej. Przecież ona nigdy się nie odezwie!
- Em, przepraszam, ale przyszłyśmy posprzątać - odezwała się Elizabeth. Czyżby przekroczyła wewnętrzną barierę?
Książę dopiero teraz je zauważył. Speszył się i szybko ubrał. Przeczesał dłonią złote włosy.
- To ja was przepraszam. Zupełnie o tym zapomniałem - odpowiedział mijając je.
Kiedy podszedł już do progu, odwrócił się i rzucił wzrok na służki. Zniknął za drzwiami. Marinette wypuściła powietrze z ust. Czyżby wstrzymywała przez cały czas powietrze? Szybko odrzuciła niepokojące jej myśli i rozejrzał się po pokoju. Musiała przyznać, że pracowała w zamku od paru dni, ale nie widziała jeszcze tak pięknie wystrojonej komnaty. W promieniach słonecznych, błyszczały złote detale. Jednak nie było ich zbyt wiele. Wnętrze było delikatne, bez przepychu. Na jednej ze ścian wisiał wielki obraz przedstawiający rodzinę królewską za dawnych lat. Dziewczyna nie miała jednak czasu na dokładne przyjrzenie się szczegółów. Przecież nie wysprząta się sam! Zauważyła, że Cassidy zajęła się oknami, a Elizabeth łazienką. Najwyraźniej specjalnie zostawiły jej łóżko.. Co za wyrodne przyjaciółki!

Rozdział XXIV

Adrien delikatnie wodził dłonią po złuszczającej się białej farbie na ławce. Było to ulubione miejsce jego matki. Ostrożnie usiadł na niej oczekując, że spruchniałe drewno pod nim się zapadnie. Jednak to się nie stało. Odetchnął z ulgą i że swojej nowej pozycji, przyglądał się dzikiemu ogrodowi. Było mu żal pięknych, wijących się różne, które teraz bez żadnego ładu i składu czepiały się czego tylko mogły. Nagle jego wzrok przyciągnęło nikłe światełko. Coś musiało odbijać promienie słoneczne. Zaciekawiony podążył w kierunku światła. Zanurzył dłoń w kujących różach i wyciągnął, małe, srebrne pudełko. Próbował je otworzyć, jednak na próżno. Było ono zamknięte na klucz. Mimo wszystko zaintrygowany swoim znaleziskiem udał się z powrotem do zamku. Dawno już minęła pora obiadowa, jednak on nie był głodny. Nie chciał również spotkać dwóch dziewczyn ewidentnie rywalizujących o jego serce. Dlatego jak najszybciej mógł, udał się do swojego pokoju. Kiedy tylko przekroczył próg, zamknął drzwi na zamek. Otworzył skrytkę w której znajdowało się gęsie pióro. Wyjął je delikatnie i ułożył tuż obok srebrnej skrzynki na swym biurku. Jego wzrok począł na tajemniczych przedmiotach. Bardzo dobrze wiedział, że nie miały one że sobą powiązania, jednak mimo wszystko intrygowały go tak samo. Z jednej strony pióro, które naprawdę trudno dostać w dzisiejszych czasach, znalezione w lesie obok polany z strumykiem, a po drugiej srebra skrzynka znaleziona pośród dzikich róż w ogrodzie jego matki. Nie miał bladego pojęcia skąd przedmioty się tam znalazły. Stanowiły dla niego zagadkę, którą postanowił rozwiązać. Tymczasem schował znaleziska tak, aby nikt oprócz niego nie wiedział, gdzie się znajdują. Odkluczył drzwi i postanowił udać się do swojego ojca. Przecież ogród jego matki nie mógł po prostu zdziczeć. On na to nie pozwoli. Wspinał się właśnie po marmurowych schodach prowadzących do sali tronowej w której całymi dniami przesiadywał król Gabriel, kiedy drogę przerwała mu Nathalie, jego osobista asystentka.
- Król jest zajęty i nie przyjmuje żadnych gości - powiedziała jak zwykle, obojętnym tonem.
- Jednak ja muszę z nim jak najszybciej pomówić - odpowiedział z nutą wściekłości w swoim głosie.
Nie dał się wysłowić kobiecie. Szybko ją ominął i wparował do komnaty. Zastał swojego ojca pogrążonego w pewnie ważnych papirusach. Podniósł swój gniewny wzrok i spojrzał na syna.
- Dlaczego nie posłuchałeś się Nathalie? - spytał wściekły.
Chłopak nie odpowiedział na jego pytanie. Usiadł w fotelu na przeciwko niego i skierował na niego swój wzrok.
- Mam bardzo ważną sprawę, która nie może zwlekać - uparł się.
Przez chwilę prowadzili bitwę na spojrzenia. W końcu król odezwał się już lekko spokojniejszym tonem.
- Co się stało? - próbował się opanować.
- Byłem dzisiaj w ogrodzie matki. Popada w ruinę - odparł smutny - Musimy coś z tym zrobić. Jest to jedyna pamiątka po niej. Proszę Cię, abyś zatrudnił ogrodnika, aby zajmował się jej różami - starał się zabrzmieć jak człowiek z bardzo ważnym interesem.
Król tymczasem spoglądał zaskoczony na swojego syna. Nigdy nie domyślał by się, że o to mu chodzi. Przez te lata starał się zapomnieć o królowej. Jednak nie mógł odmówić synowi. On nic nie wiedział. Nie wiedział dlaczego odeszła. Nie musiał się dowiedzieć. Gdyby jednak nie zrobił by tego o co poprosił, chłopak zaczął by coś podejrzewać. Dlatego ponownie założył na twarz maskę bez emocji i odpowiedział jak najbardziej ciepłym głosem na jakiego było go stać.
- Dobrze. Postaram się kogoś znaleźć.
Teraz Adrien patrzył na niego zszokowany. Nigdy tak szybko nie podjął jakiejś decyzji. Wiedział, że musi to wykorzystać.
- Dziękuję ojcze - rzekł i odszedł.
Po drodze do swojej komnaty minął zdziwioną służkę króla, która najwyraźniej wszystko słyszała. Oddalił się od nich i w podskokach wrócił do swojego pokoju. Czyżby jego ojciec jednak się zmienił? Czy to możliwe?

Rozdział XXIII

Dziewczyny szorowały okna na parterze zamku od dobrych paru godzin. Miały już za sobą wielką salą balową i korytarze. Od rana nie widziały ich przełożonej. Nie wiedziały nawet jak miała na imię. Mimo wszystko całą swoją uwagę starały skupić się na wykonywaniu żmudnej czynności. Wkrótce, zmęczone, z zakwasami w rękach, wzięły wiadra z wodą i przeniosły się do następnej sali. Okazała się ona piękną jadalnią, przez którą dostały się do kuchni. Rozłożyły swoje przyrządy i zabrały się do czyszczenia okien. Nie usłyszały, kiedy do środka weszła pewna blondynka i z pogardą zaczęła się przyglądać ich pracy. W końcu rozpuszczona córka doradcy króla nie wytrzymała.
- Kolejne służące. Najpewniej wasze rodziny również ledwo wiążą koniec z końcem. W tym zamku panuje tylko jedna zasada. Nikt nie może zabrać mi księcia. Co do tej zołzy, Lili, jeszcze się z nią policzę. Zrozumiałyście? - wypowiedziała wyraźnie wściekła.
Dziewczyny jednak nie odpowiedziały, zajęte swoją pracą. Chloé prychnęła pod nosem i gwałtownie się odwracając, wyszła z pokoju. Lekko zdezorientowane nastolatki spojrzały po sobie.
- Czy ona wspomniała o księciu Adrienie? On przecież za niedługo żeni się z tą włoską księżniczką. Ta blondyneczka chyba nie jest w temacie - zaśmiała się Cassidy.
Dziewczyny krótko się zaśmiało z żartu brązowookiej. Wróciły jednak do swoich czynności. Jadalnia była już ostatnim pomieszczeniem, które miało brudne okna. Dlatego na nowo zmotywowane służki szybko się uporały z pracą i już za pół godziny, zadowolone z ciężkiej pracy, wracały do „pokoju wspólnego", aby odłożyć wiadra i szmatki. Kiedy pozbyły się zbędnych ciężarów, weszły do pokoju ich przełożonej. Okazało się, że starsza kobieta jest w środku. Usiadły więc przed staruszką i czekały na jej słowa. Doświadczona, zamkowa pracownica, przyglądała się ich tęczówką z wielką zawziętością.
- Mówiłam wam o współpracy. Zajrzałam do was, kiedy czyściłyście sztućce. Nie widziałam jej. Dlaczego? - w jej głosie po raz pierwszy usłyszały smutek wywołany przez ich zachowanie.
Dziewczyny milczały. Żadna z nich bała się odezwać nawet jednym słowem.
- Wracając do waszej dzisiejszej pracy. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Ale nie mogę powiedzieć, że dobrze się spisałyście. Możecie wracać już do swoich domów - dodała lekko zawiedzionym tonem.
Nastolatki ze spuszczonymi głowami opuściły pomieszczenie. Szybko się przebrały i razem przekroczyły zamkowe mury. Kiedy przemknęły przez zielone łąki przed pałacem, zapomniały o karcących słowach kobiety i zaczęły swobodną rozmowę.
- Wiecie kim była ta blondyneczka w jadalni? - Cassidy zawsze musiała postawić na swoim.
- To Chloé Bourgeois, córka prawej ręki króla - odpowiedziała cicho Marinette.
Elizabeth jak zwykle milczała. Córka piekarza uświadomiła sobie, że nigdy nie usłyszała jej głosu. Była bardzo ciekawa, dlaczego brunetka nie odzywa się w jej obecności.
- Tutaj chyba musimy się już pożegnać - odezwała się brązowooka - Do zobaczenia jutro! - zawołała i wraz z koleżanką udała się w sobie znanym kierunku.
Marinette teraz już sama schodziła powoli w dół ulicy. Skoro ich przełożona puściła je wolno, trochę wcześniej, postanowiła odzyskać swoje pióro. Skierowała swoje kroki ku granicy miasta. Wkrótce przekroczyła już zieloną ścianę lasu. Odnalazła ledwo widoczną, wydeptaną ścieżkę i ruszyła w kierunku polanki. Po paru minutach usłyszała dźwięk strumyka. Dotarła do rozłożystego drzewa, pod którym kilka dni temu siedziała wraz z Tikki. Wypuściła przyjaciółkę i wraz z nią rozpoczęła poszukiwania. Niestety nie odnalazły zguby. Zrezygnowana Marinette, opadła na kolana. Po raz kolejny nie posiadała pióra. Jak się wytłumaczy rodzicom?