piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział VI

Bal miał się rozpocząć już za parę godzin, a Adrien nadal nie był gotowy. Biegł z myślami do widoku pięknych, fiołkowych tęczówek. Nie wiedział dla czego ale nie mógł o nich zapomnieć. Tak przypominały mu oczy jego zaginionej Matki. Zawsze mógł w nich odnaleźć te same wesołe iskierki.. Bardzo pragnął je znowu zobaczyć, jednak wiedział, że jego ojciec nigdy by się na to nie zgodził. Według niego całe społeczeństwo mieszkające poza murami zamku nie było godne rozmowy z wysoko urodzonymi szlachcicami. W sercu skrywał wielką nadzieję, że panienka z piekarni pojawi się na dzisiejszej uroczystości. Za raz po poznaniu „jego przyszłej żony” miał zamiar przemienić się w Czarnego Kota i poszukać w tłumie właścicielki lawendowych tęczówek. Ciągle z głową w chmurach wstał ze swojego łoża i wyjrzał za okno. Tym razem widok pięknie kwitnących róż nie poprawił mu humoru. Nadal nie potrafił uwierzyć, że jego ojciec decyduje o jego całym życiu. Nagle drzwi do komnaty otworzyły się z hukiem.
- Panicz jeszcze niegotowy? Za niedługo przyjadą pierwsi goście.
- Dziękuję Nathalie, już za chwilę zejdę na dół.
Kobieta wyszła, a Adrien znowu został sam. Jednak nie zupełnie do końca. Na łóżku wylegiwał się Plagg, jedząc nieładnie pachnący camembert. Książę postanowił jednak się ubrać i już za chwilę schodził po złotej klatce schodowej prosto do sali tronowej. Zastał tam jego ojca, czekającego na jego przybycie. W jego oczach widział wyraz zdenerwowania.
- Spóźniłeś się – odpowiedział z wyćwiczonym, anielskim spokojem.
- Przepraszam, coś mnie zatrzymało.
Mężczyzna spojrzał na swojego syna, lecz tylko wzruszył ramionami. Już za niedługo miało dojść do jednego z największych sojuszów Francji. Nie przejmował się zbytnio tym co robi jego syn. Teraz najważniejsze było zrobić dobre wrażenie. Aby dojść do głównego wejścia do zamku musieli przekroczyć salę balową. Kiedy tylko stanęli pod wysokim sklepieniem, Adrienowi rzuciły się w oczy piękne, złote ozdoby porozwieszane po wszystkich czterech ścianach. Wiele dworzan przyozdabiało jeszcze zazwyczaj białe kolumny. Niestety jego ojciec podążał przed siebie z taką szybkością, że chłopak nie mógł go dogonić. Wkrótce stanęli już na zamkowym dziedzińcu, przyglądając się ostatnimi promykami słońca. Kiedy już słońce ostatecznie zniknęło za horyzontem, jak na zawołanie przyjechał drogocenny wóz. Wkrótce przybywało ich coraz więcej. Z każdego z nich wychodziły pięknie ubrane nastolatki, puszące się jak pawie. Nie lubił tego typu dziewczyn. Uważały, że świat powstał tylko dla nich, i to ich zdanie się jednie liczy. Przemilczał ten fakt i uśmiechał się sztucznie, kiedy każda z nich przechodziła obok niego. Lecz kiedy „arystokracja” weszła już do środka, nastąpił czas na mieszczan. Król Gabriel wrócił już do zamku, ponieważ nie mógł przeboleć tego faktu, że tak nisko postawione osoby przekroczą próg zamku. Adrien nie miał nic do powiedzenia. Musiał wraz z nim wrócić do sali balowej. Stanął obok tronu swojego ojca i wzrokiem błądził po obcych twarzach. I wtedy nagle ją zobaczył. Schodziła delikatnie po schodach, w pięknej czarno-czerwonej sukience. Początkowo nie mógł jej rozpoznać po masce, jednak oczy zdradziły jej prawdziwą tożsamość. Dziewczyna chyba zauważyła wzrok księcia, bo od razu się zapeszyła. Chłopak już chciał do niej zejść, gdy drogę zagrodził mu mężczyzna w krwistym płaszczu oraz dziewczyna w pomarańczy. Przywitali się z jego ojcem, a po urodzie ojca i córki, Adrien stwierdził, że pochodzą ze słonecznych Włoch. A więc to tak miała wyglądać jego „przyszła żona”. Kiedy ich spojrzenia się spotkały w oczach księcia było widać niechęć. Ta dziewczyna na pewno była pusta, jak reszta innych księżniczek. Jego ojciec był zajęty rozmową, więc nawet nie zauważył, kiedy Adrien wymknął się z podwyższenia. Szybko zniknął za zakrętem i przywołał do siebie Plagga. Za raz potem szepnął „Plagg wysuwaj pazury” i poczuł przeszywający jego ciało, przyjemny, ciepły dreszcz. Podszedł do jednego z wiszących w pobliżu luster i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przed nim stał blondyn ubrany w czarny frak. Na twarzy zaś miał czarną maskę, bardzo przypominającą tą, którą miała panienka Ladybug the Paris. Pewnym krokiem opuścił korytarz i wszedł na bal. Wiele osób odwracało za nim pokazując swoje zdziwione twarze. Jednak Adrien nie zwracał na nich swojej uwagi. Musiał za wszelką cenę odnaleźć niewiastę w czerwieni.

Rozdział V

Słońce powoli kończyło swoją wędrówkę po niebie. Ostatnie złote promyki chowały się za horyzontem. W Paryżu jednak nikt nie myślał o położeniu się na swoim łożu czekając na następny dzień. Wielki bal na zamku króla Gabriela miał się rozpocząć równo z początkiem nocy. Pięknie ubrane księżniczki wychodziły z bogato ozdobionych wozów, wszystkie kierowały się do sali balowej. Towarzyszyli im przystojni książęta oraz najbliższa służba. Tymczasem Marinette siedziała skulona w swoim pokoju i patrzyła się w dal. Bardzo chętnie poszłaby na przyjęcie, jednak nie miała towarzysza. Zresztą nie posiadała żadnej odpowiedniej do tej okazji sukni. Nagle w głowie zaczęły jej się przypominać słowa małej istotki „Pomogę Ci się przemieniać w Biedronkę”. A może to ona była jej ostatnią eską ratunku? Spojrzała w kierunku czarnej szkatułki stojącej na jej biurku. Od razu po rozmowie z Tikki, zdjęła kolczyki, ponieważ uznała, że była to istota nieczysta.. Jednak wydawała się tak miła. Powoli dotarła do miejsca spoczynku pudełka. Delikatnie uchyliła wieczko, a jej oczom ukazały się czerwone kolczyki. Dziewczyna zawahała się. Przecież zakładając je, mogła zawiązać pakt z diabłem. Co wtedy powiedzieli by jej rodzice? Gdyby ją wydziedziczyli, nie miała by gdzie pójść. Jej serdeczna koleżanka również nie mogła by jej przyjąć. Przecież zastała by przeklęta na całe swoje marne życie. Mimo wszystko założyła brylanty. Po praz kolejny oświetliło ją czerwone światło, a przed nią pojawiła się mała istotka w czarne kropki. Spojrzała się ze współczującymi oczami na córkę piekarza.
- Bardzo dobrze wybrałaś Marinette. Obiecuję, że się nie zawiedziesz. Muszę Cię jednak ostrzec. Jeżeli będziesz bardzo długo korzystała ze swojej mocy, ja utracę siły, przez co będziesz musiała powrócić do swojej normalnej postaci. Czy wszystko rozumiesz?
- Tak – Marinette się jeszcze troszkę zawahała - Tikki, kropkuj.
Poczuła przyjemne ciepło przeszywające jej ciało. Kiedy otworzyła oczy, udała się do lustra stojącego po drugiej stronie pokoju. Podniosła wzrok, a jej oczom ukazała się ciemnowłosa dziewczyna ubrana w piękną, czerwono czarną sukienkę z wieloma falbanami. Włosy spokojnie spoczywały na jej ramionach, na głowie miała założoną delikatną, czerwoną opaskę. Całość dopełniał lekki makijaż oraz czarne buty na obcasie. Nie mogła uwierzyć, że przed lustrem stała właśnie ona. Delikatnie wyszła z domu, uważając aby rodzice nie zauważyli, że się wymyka. Po przekroczeniu progu piekarni ruszyła w kierunku oświetlonego zamku. Po drodze mijała wiele nastolatek w jej wieku, patrzących na nią z zazdrością. No cóż. Każda z nich starała się o serce księcia. Jednak Marinette pragnęła po raz pierwszy w swoim życiu zwiedzić zamek królewski. Jej marzenie za czasów dzieciństwa właśnie miało się spełnić. Wtopiła się w tłum osób czekających na uroczyste powitanie. Wkrótce ona sama podchodziła do szlachetnie urodzonego członka dworu, trzymającego w ręce trąbę, jaką używano do publicznego ogłaszania dekretów króla. Uprzejmie spytał się o imię dziewczyny. Stanął na środku schodów i.. Nie wiedział co powiedzieć. Przecież nie przedstawi jej jako „Biedronka”.
- Panna Ladybug de Paris.
Uśmiechnął się przyjaźnie do Marinette i odszedł dalej. Tymczasem dziewczyna powoli zeszła z wdziękiem po długich schodach, prowadzących tuż do sali w której odbywało się przyjęcie. Błądziła wzrokiem po wykończonych złotem ścianach, pełnych kolorowych dekoracji. W końcu zauważyła podwyższenie na drugim końcu korytarza. Na samym środku, na wielkim tronie siedział król Gabriel. Tuż obok niego stał jego zielonooki syn, przypatrujący się wszystkim osobom które wchodziły do komnaty. Nagle podszedł do nich mężczyzna, ubrany w charakterystyczne, czerwone futro, a za raz po nim, ubrana w pomarańcz nastolatka. Wyżej urodzeni obywatele przywitali się i zaczęli mało interesującą rozmowę. Marinette stwierdziła, że Adrien zbytnio nie przejmuje się wypowiedzią jego ojca, tylko bacznie ilustruje.. Właśnie.. Ją! Dziewczyna lekko się speszyła i spróbowała wtopić się w tłum. Jednak nadal nie mogła się pozbyć wzroku spoczywającego na jej plecach.

Rozdział IV

Przechodziłem właśnie z ojcem przez jedną z najbiedniejszych uliczek Paryża, gdy dowiedziałem się od mojego nadwornego pazia Nino o planie mojego ojca. Zamierzał wydać bal, a na niego zaprosić wszystkich mieszkańców Paryża. Nie rozumiem tylko dlaczego. Wiem, że nie przepada za tym typem rozrywek. Nie mogłem znaleźć żadnego wyjaśnienia. Zamyślony, poczułem zapach świerzego pieczywa. Natychmiastowo podniosłem głowę i zauważyłem wielki szyld z napisem „Piekarnia”. Poinformowałem ojca, że za raz wracam i udałem się w stronę budynku. Właśnie wtedy ujrzałem najpiękniejsze oczy na świecie. Fioletowe tęczówki wpatrywały się na mnie jak w obrazek. Dziewczyna speszyła się i szybko zniknęła za drzwiami mieszkania. Pewnym krokiem przekroczyłem próg i poczułem, że na coś wpadam. Raczej nie na coś, tylko na kogoś. Szybko złapałem panienkę, idealnie w momencie, kiedy miała dotknąć podłoża.
- Nic Ci nie jest?
- Nie.. Nic.
Dziewczyna wstała i otrzepała się z mąki. Spojrzała na mnie. Chyba ją zamurowało. Nic dziwnego. Nie na co dzień, zwykła dziewczyna, córka piekarza, ma szanse oglądać księcia, dziedzica tronu. Ba, nawet z nim rozmawiać! Uśmiechnąłem się, aby dodać jej otuchy. Jednak szybko przestałem, widziałem, że speszyło to jeszcze bardziej dziewczynę. Odsunęła się jeszcze na krok, aby zachować stosowną odległość.
- Ja.. Przepraszam za kłopot, ale zauważyłem szyld z napisem "piekarnia" i momentalnie zgłodniałem - zaśmiałem się - Czy jest tu coś do kupienia?
- T.. Tak. Oczywiście. Niech pan idzie za mną.
Zaprowadziła mnie do wielkiej, kamiennej lady. Stanęła po drugiej stronie i przywarła poważny wyraz twarzy. Wyglądała dość śmiesznie, lecz było widać, że traktuje swoją pracę na poważnie. Za chwilę usłyszałem ponownie słodki głos.
- Co podać?
- Poproszę jednego crossanta.
Kiedy dziewczyna zajęła się przygotowaniem pakunku, zacząłem grzebać w kieszeni kurtki, aby zapłacić tej miłej damie. Znalazłem jedną złotą monetę i już miałem położyć ją na stole, gdy ona uprzedziła mnie.
- Dzisiaj jest dzień parady i nie przyjmujemy zapłaty, za wypieki - Podała mi moje zamówienie - Miłego dnia!
Uśmiechnąłem się. Mimo wszystko postanowiłem zostawić dziewczynie należną zapłatę. Doskonale wiedziałem, że ona przenigdy nie przyjęła by od mnie nawet najmniej wartościowego grosza. Dlatego wychodząc, na samym końcu blatu zostawiłem jej błyszczącą monetę. Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała co zrobić.. Szybko wyszedłem z budynku, a za mną rozległ się dźwięk zamykanych drzwi. Skierowałem swoje kroki w stronę czekającego ojca. Kiedy zająłem miejsce przy jego boku, parada ruszyła w dalszą drogę. Delikatnie się odwróciłem i ujrzałem fioletowe tęczówki wpatrujące się we mnie wśród tłumu. Mimo woli uśmiechnąłem się w duchu. Dziewczyna przeżyła szok i pewnie do tej pory nie może uwierzyć w to co się stało. Muszę przyznać, że bardzo ją polubiłem.. Zerknąłem na mojego ojca. Wydawał się bardzo zamyślony, jakby chciał mi coś powiedzieć. Miałem rację. Za raz potem usłyszałem jego surowy głos, wołający moje imię.
- Adrien! Muszę Ci coś wyznać.
- Tak ojcze?
- Na dzisiejszym balu poznasz panienkę Lilę, córkę króla Włoch. Mam zamiar zawiązać bliższe kontakty handlowe z tym krajem.
- Co masz na myśli?
- Dzisiaj poznasz swoją przyszłą żonę.
Zatkało mnie. Nie mogłem uwierzyć w słowa, które przed chwilą padły z ust mojego ojca. Czy on właśnie zaplanował mi całe życie? Jest królem oraz moim ojcem, ale nie może podejmować takich decyzji za mnie! Zagotowałem się. Prędzej ucieknę z domu i zrzeknę się wszelkich praw, niż wyjdzie za jakąś kolejną lafiryndę. Wolę mieszkać na wsi, prowadzić normalne, ciężkie życie, niż leżeć na tronie w pałacu i nie robić nic. Na pewno się nie zgodzę na taki los. Dzisiaj jak tylko wrócę do domu będę musiał opracować plan ucieczki . Och mamo, gdybyś tutaj jeszcze z nami była. Ojciec potrafi zepsuć nawet dzień parady. Muszę wymyślić jakiś sposób, aby wymknąć się z tego balu.. Plagg! Jestem genialny. Z wymalowanym sztucznym uśmiechem wszedłem do zamkowego holu.

Rozdział III

Pierwsi mieszkańcy dworu minęli Marinette. Wszyscy byli ubrani w kolorowe, drogie ubrania. Zadzierali swoje głowy do góry z dumą i kroczyli jak pawie przed siebie. Za raz po nich dziewczynę mieli ominąć książę wraz z królem. Dziewczyna co roku przyglądała się kolorowej paradzie. Uwielbiała choć raz do roku zobaczyć ten przepych, kolory, koronki.. Zawsze wtedy powstawały najpiękniejsze projekty jej autorstwa zainspirowane właśnie tym dniem. W rozmarzeniu błądziła wzrokiem po nie znajomych twarzach.. Gdy w końcu zauważyła blondyna. Wydawał jej się... Smutny? Czy osoba wysoko urodzona mogła być smutna? Przecież miał wszystko. Nie cieknący dach nad głową, służbę na każde jego zawołanie, obfite posiłki, ciepłe ubrania... Ale jednak coś dręczyło chłopaka. Ich spojrzenia spotkały się... Miał takie piękne, zielone oczy.. Marinette na chwilę odpłynęła. Nie zauważyła, że chłopak szepną coś ojcu i teraz idzie w jej stronę.. Kiedy zobaczyła przybliżającego się z księcia, szybko schowała się za drzwiami piekarni rodziców. Myślała, że wielkie dębowe drzwi ochronią ją przed wzrokiem chłopaka... Znowu się rozmarzyła... Nawet nie usłyszała dzwonka zwiastującego przybycie nowego klienta... Odwróciła się z zamiarem pójścia do swojego pokoju, gdy nagle walnęła w coś twardego i już miała upaść na podłogę, gdy ktoś ją złapał... Przestraszona dziewczyna po woli otworzyła oczy... Pierwsze co zobaczyła, to piękne zielone tęczówki...
- Nic Ci nie jest?
- Nie... Nic...
Wstała i otrzepała się z mąki, która znajdowała się w całym jej domu. Nic dziwnego, to przecież piekarnia... Spojrzała na jej wybawiciela. Zamurowało ją. Przed dziewczyną stał we własnej osobie książę Adrien. Co jeszcze bardziej ją zdziwiło, teraz uśmiechał się. Chyba zauważył speszenie na twarzy niebieskookiej, ponieważ od razu zawstydził się.
- Ja.. Przepraszam za kłopot, ale zauważyłem szyld z napisem "piekarnia" i momentalnie zgłodniałem - zaśmiał się - Czy jest tu coś do kupienia?
- T.. Tak. Oczywiście. Niech pan idzie za mną.
Zaprowadziła go do wielkiej, kamiennej lady. Stanęła po drugiej stronie i przywarła poważny wyraz twarzy.
- Co podać?
- Poproszę jednego crossanta.
Chłopak zaczął grzebać w kieszeni kurtki, aż wreszcie odnalazł złotą monetę. Ten gest zauważyła zajęta pakowaniem Marinette.
- Dzisiaj jest dzień parady i nie przyjmujemy zapłaty, za wypieki - Podała mu jego zamówienie - Miłego dnia!
Chłopak się uśmiechnął. Wychodząc z piekarni, na samym końcu blatu zostawił monetę. Zdezorientowana dziewczyna nie wiedziała co zrobić.. Książę odwrócił się i jeszcze raz posłał jej miłe spojrzenie. Za raz potem rozległ się dźwięk zamykanych drzwi. Dziewczyna jeszcze przez chwilę stała zastygnięta jak słup soli.. Kiedy się ocknęła, pobiegła na zewnątrz. Niestety orszak zdążył już minąć jej mieszkanie...
- Ach Tikki, co ja teraz zrobię?
- Spokojnie Mari, przecież nic się nie stało, to był napiwek.
- Nie o to mi chodzi! Wpadłam na drugą najważniejszą osobę w całym Paryżu! On już na pewno zapamiętał mnie jako niezdarną dziewczynę, umazaną w mące...
- Nie powinnaś się tym aż tak przejmować Mari... Zresztą będziesz miała szansę go przeprosić na balu!
- Co?! Jakim balu?
- Nie słyszałaś? Herold ogłosił wielki bal dla wszystkich paryżanek. Król Gabriel chce znaleźć narzeczoną dla swojego syna!
- Nie wydaje Ci się, że książę nie jest na to za młody?
- Ach Marinette... W polityce nie liczy się wiek...
Dziewczyna od razu posmutniała. Zrobiło jej się żal blondyna... Musiał wypełniać wszelkie nakazy ojca.. Co jeśli książę zakocha się w kimś na balu? Jego ojciec na pewno nie będzie się liczył z jego uczuciami i wybierze mu jakąś pustą księżniczkę z bogatego królestwa... Marinette czuła, że nic nie wskóra w tej spawie.. Ale dlaczego nie spróbować?

Rozdział II

Kogut zapiał w ogrodzie królewskim. Adrien powoli otworzył oczy.. Usiadł na łóżku i rozejrzał się. Słońce właśnie wschodziło... Dzisiaj był dzień parady! Królewicz co roku czekał na właśnie ten poranek. Tylko dzisiaj mógł zobaczyć swoich poddanych. Oczywiście nie miał na myśli arystokracji. Oni bywali na zamku bardzo często wliczając w to pannę Chloé Bourgeois, córkę doradcy ojca. Znał ją już naprawdę długo, lecz nic do niej nie czuł, w przeciwieństwie do blondynki... Już trochę go męczyła.. Dzisiaj odwiedzi ubogą część miasta - jego ulubioną. Nigdy nie lubił przepychu. Tam było idealnie... Zapach świeżego chleba na ulicy.. Śpiewy kobiet pracujących w kuchni... Życie bez kłamstw, bez tajemnic. Zazdrościł tym ludziom... Lecz urodził się w królewskiej rodzinie i musi się z tym pogodzić. Za kilka lat odziedziczy tron po swoim ojcu.. Jeszcze nigdy nie myślał o sobie jako o "przyszłym królu". Ciągle chodził z głową w chmurach. Owszem, uczył się szermierki oraz języków obcych, nie mówiąc już o sztuce pisania i czytania. Jednak jego rutyna strasznie go nudziła... Dzień Parady zawsze kojarzył mu się z matką. Ona również kochała odwiedzać ubogą część obywateli.. Był bardzo hojna i dobroduszna.. Bardzo jej brakowało blondynowi. Była dla niego podparciem w ciężkich chwilach.. A teraz został sam. Zupełnie sam... Jego ojciec nie wiele się o niego troszczył.. Chyba, że chłopak myślał tak, ponieważ od naprawdę dawna nie spędzali ze sobą czasu... Na szczęście dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. Czuł to. Coś dzisiaj się wydarzy... Rozmyślając wszedł do jadalni. Na stole jak zwykle stało obfite śniadanie... Szybko zjadł i wyszedł się przewietrzyć. Ranek był jeszcze lekko chłodny.. Nagle zauważył lżącego mężczyznę. Szybko do niego podbiegł, pomógł wstać i podał mu jego laskę.
- Bardzo dziękuję miły młodzieńcze.
- Ach, nie ma za co - uśmiechnął się książę.
Był to pierwszy raz kiedy ktoś nie nazwał go księciem... Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł. Po okrążeniu całego ogrodu chłopak również wrócił. W salonie zastał.. Swojego ojca. Ewidentnie czekał na jego powrót.
- Przygotuj się, już za nie długo wyruszamy.
- Dobrze ojcze...
Szybko pobiegł do swojej komnaty. Kiedy wszedł do środka zauważył coś dziwnego... Nieznana mu czarna szkatułka leżała na jego łóżku... Z ciekawości otworzył wieko... Jego oczom ukazał się piękny czarny pierścień. Nie wytrzymał.. Przymierzył biżuterię. Nagle oślepiło go jasne światło... Za raz potem ukazało mu się czarne stworzonko, wyglądem przypominające kota. Chłopak instynktownie sięgnął po kielich, stojący zawsze przy jego łóżku. Rzucił się na stworzenie z zamiarem uwięzienia go. Jednakże zrobiło unik i zaczęło rozmowę:
- Ej! Uważaj! Nic ci nie zrobię, jeżeli nie będziesz mnie atakować!
- Cz.. Czym jesteś?
- Jestem twoim kwami. Nazywam się Plagg. Będę pomagał ci przemieniać się w Czarnego Kota.
- Cz.. Czarnego Kota?
- Tak. Bohatera o mocach nieszczęścia.
Książę opadł na fotel. A jednak to wszystko prawda. Lata przed nim bliżej nie zdefiniowanie stworzenie, a do tego jeszcze mówi! To już niedorzeczne! Jednakże słyszał już wcześniej opowieści o Czarnym Kocie. Podobnież był bardzo dzielny i odważny oraz zawsze chronił słabszych. Tylko dlaczego ten przywilej dostał akurat on? Za niedługo będzie musiał się zająć panowaniem w Paryżu, nie będzie miał czasu na bohaterstwo... Chociaż jako Czarny Kot bez przeszkód będzie mógł odwiedzać ubogich.. To naprawdę kusząca propozycja... Zawsze kiedy tylko próbował rozpocząć z kimś rozmowę, on klękał przed nim... Teraz mogło być inaczej. Z rozmyśleń wyrwał go głos jego kwami.
- Chyba twój ojciec Cię woła..
Chłopak zupełnie zapomniał o paradzie! Szybko się ubrał, i spojrzał na Plagga. Musiał go ze sobą wziąć, ale jak? Nikt go nie mógł zobaczyć.. Wpadł na pomysł. Uchylił kieszeń...
- Chodź Plagg.
Kwami posłusznie wleciało do swojego nowego domku a on szybko powrócił do salonu, gotowy już do wyjścia. Gdy tylko Gabriel go spostrzegł, był na niego lekko zły, lecz od razu wyszli z zamku. Cały orszak skierował się w stronę najbiedniejszej dzielnicy Paryża...

czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział I

Marinette obudziły promyki słońca. Szybko zeszła do piekarni, aby pomóc swoim rodzicom przed otwarciem. Szybko rozgrzała piec, aby następnie wałkować ciasto na maślane croissanty. Dzisiaj miała się odbyć parada królewska. Wiele klaunów oraz dwór królewski będą przechodzić tuż obok miejsca ich zamieszkania! Dlatego od rana wraz z rodziną przygotowywała smaczne wypieki. Mieli małą szanse, że rodzina królewska zatrzyma się u nich na odpoczynek, lecz zawsze trzeba mieć nadzieję. Rodzice właśnie wyciągnęli świeże bułki z pieca. Nagle w piekarni rozległ się charakterystyczny zapach pieczywa. Marinette przypomniało się jej dzieciństwo... Pełne wypieków oraz ciężkiej pracy. Nie owijajmy w bawełnę. Pochodziła z biednej rodziny, a jej jedynym zarobkiem była ta piekarnia. Dziewczyna bardzo chciała pomóc rodzicom - tak wiele dla niej zrobili. Jednakże ta zwykła rutyna zaczęła ją nudzić... Codziennie to samo. Jednak, dzisiejszy dzień miał być bardziej interesujący. Tom i Sabine pozwolili córce wyjść i oglądać paradę. Marzyła o tym od małego dziecka! Zawsze chciała chociaż raz zobaczyć całą rodzinę królewską, a w szczególności księcia Adriena. Chodziły pogłoski, że jest zdumiewająco przystojny... Jednak uroda księcia nie była ważna dla Marinette. Dla niej liczyło się to co jest w środku, a książę na pewno musiał być pusty. Tak było zawsze. Rozpuszczony jedyny syn, dziedzic tronu, mógł sobie zażyczyć wszystko. Nigdy nie strudził się pracą, a ona pochodząca z biednej rodziny musiała robić wszystko aby zapewnić przetrwanie swojej rodzinie. Ale tak już zwykle bywa w tych czasach... Z rozmyśleń wyrwał ją głos jej rodzicielki.
- Marinette, poszła byś proszę po więcej mąki? Bo właśnie nam się skończyła..
- Oczywiście mamo!
Szybko zabrała swój płaszcz i wyszła na świeże powietrze. Na ulicy trwały już przygotowania do parady. Urzędnicy wywieszali na domach godła królewskie, a jeszcze inni girlandy... Lecz nie mogła się przyglądać temu widokowi, bo śpieszyło jej się do młyna, który stał dość daleko stąd. Po przejściu kilkoma wąskimi uliczkami zauważyła starszego mężczyznę. Leżał na ziemi, ewidentnie nie mógł się podnieść. Dziewczyna niewiele myśląc podbiegła do cierpiącego i delikatnie pomogła mu wstać.
- Dziękuję Ci śliczna panienko.
- Ach nie ma za co - posłała mu szeroki uśmiech.
Mężczyzna uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę. Za raz potem dziewczyna powróciła na swoją ścieżkę do młynu. Na miejscu powitał ją młynarz, ojciec jej najlepszej przyjaciółki, Alyi. Wręczył jej worek mąki, oczywiście za drobną opłatą, bo czego się nie robi dla znajomych? Uszczęśliwiona dziewczyna wróciła do domu. Oddała mąkę rodzicom i udała się do swojego pokoju, aby przyszykować się na paradę. Nagle jej oczom ukazało się czarne pudełeczko. Nigdy wcześniej jej tutaj nie widziała... Z wielką ciekawością uchyliła wieczko... Zobaczyła dwa, mocno świecące, rubinowe kolczyki. Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak drogocennego... Nie powstrzymała emocji, popłakała się. Za nie jej rodzina mogła by żyć w dostatku przez całe życie! A jednak coś zmusiło ją, do przymierzenia ich... Nie mogła się oprzeć pokusie... Kiedy tylko skończyła zakładać drugi kolczyk, oślepił ją blask... Nagle jej oczom pokazało się małe, czerwone stworzonko... Patrzyło na Marinette swoimi dużymi oczami.. Podleciało na wysokość jej oczu i rozpoczęło rozmowę.
- Jestem Tikki, kwami biedronki...
Dziewczyna nie pozwoliła dokończyć istotce swojej wypowiedzi, rzuciła się na nią ze słoikiem. Kwami zwinnie jej umknęło..
- Marinette! Posłuchaj mnie!
- S... Skąd ty znasz moje imię?
- Daj mi wszystko wytłumaczyć! - mówiąc to podleciała na wysokość wzroku Mari - Pomogę Ci przemieniać się w Biedronkę.
- B.. Biedronkę?
- Tak. Bohaterkę o mocach szczęścia...
- To chyba trochę za dużo jak na jeden dzień...
Nagle rozległ się głos trąbki.. Rodzina królewska... Musi już przechodzić obok piekarni! Zabrała ze sobą kwami i wyleciała przed próg swojego domu. Nie myliła się... W oddali zauważyła błyszczące się złoto... Zaraz potem jej oczom ukazał się przepiękny orszak. Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak pięknego... Wyprostowała się i czekała, aż królestwo minie jej mieszkanie.