piątek, 16 września 2016

Rozdział XXIII

Dziewczyny szorowały okna na parterze zamku od dobrych paru godzin. Miały już za sobą wielką salą balową i korytarze. Od rana nie widziały ich przełożonej. Nie wiedziały nawet jak miała na imię. Mimo wszystko całą swoją uwagę starały skupić się na wykonywaniu żmudnej czynności. Wkrótce, zmęczone, z zakwasami w rękach, wzięły wiadra z wodą i przeniosły się do następnej sali. Okazała się ona piękną jadalnią, przez którą dostały się do kuchni. Rozłożyły swoje przyrządy i zabrały się do czyszczenia okien. Nie usłyszały, kiedy do środka weszła pewna blondynka i z pogardą zaczęła się przyglądać ich pracy. W końcu rozpuszczona córka doradcy króla nie wytrzymała.
- Kolejne służące. Najpewniej wasze rodziny również ledwo wiążą koniec z końcem. W tym zamku panuje tylko jedna zasada. Nikt nie może zabrać mi księcia. Co do tej zołzy, Lili, jeszcze się z nią policzę. Zrozumiałyście? - wypowiedziała wyraźnie wściekła.
Dziewczyny jednak nie odpowiedziały, zajęte swoją pracą. Chloé prychnęła pod nosem i gwałtownie się odwracając, wyszła z pokoju. Lekko zdezorientowane nastolatki spojrzały po sobie.
- Czy ona wspomniała o księciu Adrienie? On przecież za niedługo żeni się z tą włoską księżniczką. Ta blondyneczka chyba nie jest w temacie - zaśmiała się Cassidy.
Dziewczyny krótko się zaśmiało z żartu brązowookiej. Wróciły jednak do swoich czynności. Jadalnia była już ostatnim pomieszczeniem, które miało brudne okna. Dlatego na nowo zmotywowane służki szybko się uporały z pracą i już za pół godziny, zadowolone z ciężkiej pracy, wracały do „pokoju wspólnego", aby odłożyć wiadra i szmatki. Kiedy pozbyły się zbędnych ciężarów, weszły do pokoju ich przełożonej. Okazało się, że starsza kobieta jest w środku. Usiadły więc przed staruszką i czekały na jej słowa. Doświadczona, zamkowa pracownica, przyglądała się ich tęczówką z wielką zawziętością.
- Mówiłam wam o współpracy. Zajrzałam do was, kiedy czyściłyście sztućce. Nie widziałam jej. Dlaczego? - w jej głosie po raz pierwszy usłyszały smutek wywołany przez ich zachowanie.
Dziewczyny milczały. Żadna z nich bała się odezwać nawet jednym słowem.
- Wracając do waszej dzisiejszej pracy. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Ale nie mogę powiedzieć, że dobrze się spisałyście. Możecie wracać już do swoich domów - dodała lekko zawiedzionym tonem.
Nastolatki ze spuszczonymi głowami opuściły pomieszczenie. Szybko się przebrały i razem przekroczyły zamkowe mury. Kiedy przemknęły przez zielone łąki przed pałacem, zapomniały o karcących słowach kobiety i zaczęły swobodną rozmowę.
- Wiecie kim była ta blondyneczka w jadalni? - Cassidy zawsze musiała postawić na swoim.
- To Chloé Bourgeois, córka prawej ręki króla - odpowiedziała cicho Marinette.
Elizabeth jak zwykle milczała. Córka piekarza uświadomiła sobie, że nigdy nie usłyszała jej głosu. Była bardzo ciekawa, dlaczego brunetka nie odzywa się w jej obecności.
- Tutaj chyba musimy się już pożegnać - odezwała się brązowooka - Do zobaczenia jutro! - zawołała i wraz z koleżanką udała się w sobie znanym kierunku.
Marinette teraz już sama schodziła powoli w dół ulicy. Skoro ich przełożona puściła je wolno, trochę wcześniej, postanowiła odzyskać swoje pióro. Skierowała swoje kroki ku granicy miasta. Wkrótce przekroczyła już zieloną ścianę lasu. Odnalazła ledwo widoczną, wydeptaną ścieżkę i ruszyła w kierunku polanki. Po paru minutach usłyszała dźwięk strumyka. Dotarła do rozłożystego drzewa, pod którym kilka dni temu siedziała wraz z Tikki. Wypuściła przyjaciółkę i wraz z nią rozpoczęła poszukiwania. Niestety nie odnalazły zguby. Zrezygnowana Marinette, opadła na kolana. Po raz kolejny nie posiadała pióra. Jak się wytłumaczy rodzicom?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz